To trzeba po prostu opłakać…

Parę dni temu zaczęły się kolejne warsztaty Eli Jastrzębskiej. Oglądając pierwszego lajwa pojawiła się we mnie masa emocji.


Pamiętam na swojej terapii na jednej sesji Ela zabrała mnie do okresu prenatalnego. Pamiętam dokładnie wszystko to co wtedy się działo. Czułam mamy emocje, słyszałam jej myśli…


Po tym lajwie poczułam taki ogromny smutek. Zdałam sobie sprawę, że na sto procent nie uszanowałam tego swojego smutku. Tyle było wtedy złości, tyle gniewu. Te emocje mnie bardzo zalewały. I pomimo tego, że już smutek procesowałam to teraz pojawił się smutek zmarnowanych lat… tego czasu, który upłynął! Przecież moje życie mogło wyglądać inaczej, przecież gdybym nie miała takich doświadczeń to nie latałam bym po całym świecie szukając swojego miejsca, udowadniając jaka jestem odważna i silna i że potrafię. Nie tułałabym się po świecie wymyślając kolejne i kolejne preteksty, żeby wyjechać, uciec od siebie. A ja co chwila chciałam gdzieś indziej. Co chwila się przeprowadzałam. Nigdzie nie mogłam zagrzać miejsca na dłużej. Będąc w jednym miejscu już planowałam wyprowadzkę do innego. I tak odkąd skończyłam 25 lat jeździłam i szukałam swojego miejsca.
Jednak to było bezcelowe. Poczułam taki smutek bo wiem, że ten czas minął. Będąc na terapii nie opłakałam tego. Nie dałam sobie czasu aby to zaakceptować.

Przyszedł czas na żałobę….


Teraz patrząc z perspektywy czasu to wiem, że inaczej bym nie odkryła pracy z wewnętrznym dzieckiem gdybym odpuściła i nie wyjechała dwa lata temu do Holandii. Wiem, że ten wyjazd był mi bardzo potrzebny. Tam odpaliły mi moje traumy, które pozwoliły mi zajrzeć w siebie.
Wiem, że zabrałam dzieci do obcego kraju. Rzuciłam na głęboką wodę. Mąż był po poważnej chorobie a jednak wyjechaliśmy. Ponieważ szukałam i szukałam siebie i sensu w życiu dla siebie. Czułam, że to nie wszystko. Miałam też ogromne poczucie winy, którym musiałam się zająć, że to ja swoim dzieciom zafundowałam traumy. Musiałam wybaczyć sobie to wszystko aby móc iść dalej. I przez chwilę wróciłam do tego wszystkiego. Musiałam to jeszcze raz opłakać, uszanować łzy, ból i cierpienie jakiego doznałam. Kiedyś te emocje nie pozwalały mi funkcjonować, dziś schodzę do małej Ani, jestem z nią, wspieram ją i wraca wszystko do normy. Czasami ona potrzebuje po prostu mojego wsparcia i obecności. Wiem, że wiele z nas jest matkami, które mają ogromne poczucie winy, że to przez nich ich dzieci teraz mają traumy… Możecie pomóc swoim dzieciom tylko w jeden sposób! Kiedy Wy pomożecie sobie, kiedy Wy szczerze postawicie na siebie i pokochacie siebie takie jakie jesteście. Ja się bardzo czułam źle w roli mamy. Ciągle sobie dokopywałam i porównywałam do innych. Teraz kiedy już pracuję z wewnętrznym dzieckiem to wiem, że najpierw wszystkiego musiałam ja się nauczyć, żebym mogła uczyć moje dzieci. Mój syn się bardzo złościł kiedy zaczęłam mówić „Nie” i stawiać granice. Wczoraj z nim rozmawiałam ponieważ był to tak naprawdę pierwszy weekend od dłuższego czasu kiedy nie obejrzał bajki. Rozmawiamy wieczorem a on mówi, że on wie i rozumie dlaczego nie miał bajki. Byłam ja sama w szoku ponieważ czasami tyle mu tłumaczę i tłumaczę. Wszystko co się dzieje zawsze z nim omawiam, tłumaczę wszystko i choć w danej chwili wydaje się, że on w ogóle mnie nie słucha po jakimś czasie przychodzi komunikat, że jest dobrze, jednak jest dobrze! Ciągle i ciągle widziałam siebie i swoją rodzinę jako patologiczną. Taką miałam skrzywioną rzeczywistość. Wybaczyłam to sobie.


Słuchając Eli i jej wykładu doszło do mnie, że dokładnie to wszystko o czym ona mówi mnie dotyczyło… jednak równocześnie z tymi silnymi emocjami przyszła taka silna miłość do tego mojego wewnętrznego dziecka… poczułam całą sobą jak bardzo ją kocham, jak bardzo ta moja mała dziewczynka jest dla mnie ważna. Poczułam jak zasługuje teraz na wszystko co najlepsze. Pomimo smutku, złości i wkurwu poczułam ogrom miłości…
Czasami wyrzucamy sobie wiele sytuacji, czasami krytykujemy za błędy i decyzje, które wydają się nam bez sensu. Czasami słyszę od męża jeszcze i innych ludzi, ale ten wyjazd do Holandii był potrzebny …. jak dziura w płocie bo po roku czasu wróciłam do Polski. Ja wiem, że on mi uratował życie. Wiem, że tam dzięki temu, że miałam możliwości to zajrzałam w siebie. Pamiętam jak dzwoniłam do mojej cioci, która przez wszystkie te lata mnie wysłuchiwała i była wsparciem. Jej mogłam powiedzieć prawie wszystko. Zadzwoniłam i powiedziałam, że to koniec! Ja mam dosyć! Nie chcę już nic. Nie chcę nawet swoich dzieci! Bo nie potrafię się nimi zająć, bo zachowuję się tak samo jak moi rodzice wobec mnie… Ja tam umarłam… Wiedziałam, że to jest koniec. Nie widziałam już szansy życia jeśli się moje życie nie zmieni. Długo nie utrzymywałam kontaktów z nikim. Były miesiące, że byłam obecna tylko ciałem a kiedy już z kimś rozmawiałam to kłamałam, że jest ok.


Wiem, że można wszystko. Wiem, że można wyjść z najgorszych sytuacji jeśli nie trzymamy się kurczowo tego wszystkiego co nas ściąga tak w dół. Gdybym wtedy nie podjęła decyzji, że koniec! Że teraz to już naprawdę się poddaję. Że sama sobie nie poradzę i nie zaufała Eli, że mogę z tego wyjść to nadal bym tam siedziała albo już nie. Pamiętam, że też długo nic się nie działo, robiłam z Elą te procesy ale nie widziałam efektów, nawet pytałam po jakim czasie to się ruszy. Ela mnie zapewniała, że się zmieni. I ja jej uwierzyłam. Dlatego jestem dziś tutaj, w tym miejscu. Nie porównywałam się do innych, że ktoś szybciej a ja wolniej, nie użalałam nad sobą, że tyle tego jest tylko robiłam swoje. Zaufałam i każdego dnia powtarzałam, że dam radę pomimo tego, że wcale w to nie wierzyłam. Ale powtarzałam, do znudzenia, że wyjdę z tego gówna. Jeżeli idziesz na sesje i nie wierzysz, że procesy Ci pomagają, że to wszystko ma sens to najwidoczniej potrzeba zweryfikować swoje podejście. To jest ważne w procesie uzdrowienia. Każdy kto rozpoczyna terapię i ją kończy wie, że tak naprawdę po terapii nadal jest praca. Wszystko jest już do opanowania, wiemy jak mamy sobie poradzić z tym co wychodzi i procesujemy ale dalej pracujemy.


Teraz nie żałuję niczego. Pomimo tej złości i smutku wiem, że moje życie było takie dokładnie takie jakie musiało być! Nie wiem czy gdyby wyglądało inaczej mogłabym w końcu robić to co kocham, żyć tak jak żyję teraz. Czuję się spełniona, kochana i moje dzieci coraz częściej mówią mi, że mają najlepszą, najukochańszą mamę na świeci… Pomimo wielu błędów, które popełniłam, pomimo tego jakie też im traumy zafundowałam wybaczyłam to wszystko sobie bo postanowiłam, że od teraz daje im najlepszą wersję siebie. To wcale nie oznacza, że teraz nie popełniam błędów, to wcale nie oznacza, że jestem perfekcyjna ale słucham siebie w tym wszystkich. Jestem otwarta na wszystko co przychodzi, nic nie jest albo białe albo czarne tak jak kiedyś myślałam. Sztywno trzymałam się jakichś chorych zasad, które nie pochodziły ode mnie.
Jestem gotowa aby dalej zaglądać w siebie bo wiem, że to dla mojego dobra ale również dla dobra całej mojej rodziny. Jednak teraz wiem, że wszystko rozpoczyna się ode mnie… To ode mnie musiała zacząć się zmiana.
Wszystko zaczyna się od Ciebie i kończy na Tobie! To Ty postanawiasz czy decydujesz aby nadal kierował Tobą lęk czy strach. To Ty decydujesz i wychodzisz ze swoich schematów nie poprzez ciągłe paplanie się w tym co było tylko poprzez rzetelną pracę.

Chciałabym jeszcze raz polecić Eli warsztaty. Wszystkiego czego teraz sama uczę nauczyłam się w swoim procesie. Jednak nie stanęłam w miejscu po swojej terapii, nadal uczę się i rozwijam siebie i te warsztaty mi też bardzo pomagają. Ela uzdrawia energią, działa na wysokim poziomie bo sama już jest bardzo wysoko. Często nawet nie wiemy a energia idzie tam gdzie ma iść. Tak jest z energią, która jest inteligentna i wie gdzie ma płynąć!

Z wdzięcznością za to jest, co było i za to co będzie. Wiem, że wszystko jest zawsze tak jak ma być i dokładnie takie jakie ma być. I jeśli czujesz, że stanąłeś w jakimś punkcie najwyraźniej nie czas iść dalej, to znak, że potrzeba się zatrzymać i zajrzeć w siebie…. aby wyrosnąć na tym co teraz boli i blokuje!

Z miłością,

Sprawdź inne wpisy: