Dziś opowiem troszkę o sobie, jaką drogę ja przeszłam aby przybliżyć Tobie swoją osobę.
Odkąd pamiętam byłam dzieckiem bardzo poważnym. Nie pamiętam abym tak spontanicznie, beztrosko się śmiała i generalnie była zadowolonym dzieckiem.
Długie lata myślałam, że taka po prostu jestem, bo również też takie słowa słyszałam od otoczenia. Nie wiedziałam, że to zostało mi odebrane, kiedy byłam jeszcze kilkuletnim dzieckiem. Dopiero w sesjach z wewnętrznym dzieckiem pokazało mi się dlaczego tak się stało.
W wieku 9 lat zachorowałam na astmę oskrzelową. Bardzo się dusiłam przez kilka lat. Wtedy po raz pierwszy spotkałam się z działaniem energii na moje ciało. Nie reagowałam zbyt dobrze na leki a te które wtedy pomagały były bardzo ciężko dostępne. Moja mama wtedy wraz ze swoją siostrą zabrały mnie do energoterapeuty i zielarza. Dostałam mieszanki ziół leczniczych na wszystko.
Nie pamiętam po jakim czasie objawy astmy ustały. Wróciłam do aktywności fizycznej. Sport przestał sprawiać mi trudność. Pamiętam, że w szkole podstawowej gdzieś w czwartej, piątej klasie zaczęłam już uczęszczać na pozalekcyjne zajęcia sportowe a później trenowałam bieganie. Wielokrotnie później odczuwałam działanie energii na moim ciele. Mój wujek, który był bioenergoterapeutą wielokrotnie robił mi zabiegi bioenergoterapeutyczne. Zawsze mnie to bardzo fascynowało tym bardziej, że pamiętam dokładnie jak się wtedy czułam po takim zabiegu.
Astma, to niechęć do miejsca, w którym się przebywa. Ja się dusiłam ponieważ zawsze czułam, że miejsce, w którym mieszkam, w którym się wychowuję to nie jest miejsce dla mnie. W mojej rodzinie czułam się jakbym tam nie pasowała. Zawsze czułam się obco, niezrozumiana, nieakceptowana. Byłam bardzo wrażliwym dzieckiem a każda próba wyrażenia siebie była krytykowana i wyśmiewana. Zawsze słyszałam że wymyślam, jak ja próbowałam wyrażać to co ja czuję, jak ja widzę różne rzeczy. Miałam pełno obowiązków w domu, byłam najstarszym dzieckiem a miałam troje rodzeństwa.
Oczekiwano ode mnie bezwzględnego posłuszeństwa i poddaństwa we wszystkim w domu. Dla moich rodziców zawsze wszystko inne wkoło było ważniejsze niż dzieci. Ja czułam wewnętrznie że to nie jest OK. Chciałam, żeby ktoś w końcu mnie zrozumiał, przytulił i zauważył co czuję i jaka jestem samotna. Lecz na tamtą chwilę to się nie stało. Nauczono mnie dbać o innych, za wszelka cenę. Nigdy o siebie. Złościłam się bardzo, już od dziecka czułam po prostu jaka niesprawiedliwość mnie spotkała. Efektem takiego wychowania było to, że później zawsze stawiałam potrzeby innych ludzi na pierwszym miejscu.
Miałam misję pomagania innym bo tylko wtedy czułam się coś warta. Z biegiem lat niewyrażona złość, którą miałam na rodziców za przekraczanie moich granic spowodowała chorobę raka. Wtedy obiecałam sobie że jeśli będę miała szansę na życie to przeżyje je tak aby nie marnować już swojego czasu na marudzenie, narzekanie czy obwinianie innych za wszystko. Ale jak się domyślasz, łatwiej jest powiedzieć niż zrobić.
Musiało upłynąć jeszcze koleje prawie 20 lat abym wyleczyła rany, które dały znać w postaci choroby raka. Po 11 latach od pierwszego zachorowania choroba dała znać znów o sobie. Wiedziałam że nie spełniłam sobie po raz kolejny danej obietnicy… niestety nie umiałam. Nie wiedziałam jak. Moje pomysły się wyczerpały. Nawet przestałam już szukać. Byłam już po różnego rodzaju warsztatach, terapiach. Jednak nic nie działało. Albo jeśli coś działało to na chwilę. Siedziałam i się zastanawiałam co jest? Dlaczego się tak dzieje? Wielokrotnie słyszałam opowieści od swoich koleżanek, które rozwiązywały swoje problemy, pracowały ze sobą i wszystko się im układało. Poddałam się. Nie miałam już siły walczyć ze sobą, nie miałam siły dla dzieci, dla męża. Byłam wiecznie zmęczona , każdego ranka budziłam się z myślą, że już mam dosyć tego życia. I po prawie 20 latach znalazłam w końcu metodę, która działa.
Zadziałała dla mnie i działa dla wielu ludzi. Po kolejnej kłótni z mężem siadłam do komputera i zaczęłam szukać pomocy. Musiałam wziąć się w garść ponieważ stwierdziłam, że mój związek niestety się rozpada a ja muszę być w stanie utrzymać swoje dzieci. Byłam na samym dnie. Wymęczona emocjonalnie do granic możliwości. Wiedziałam, że istnieje metoda pracy z wewnętrznym dzieckiem. I już wtedy długo się nie zastanawiając znalazłam terapeutę, umówiłam się na spotkanie, później poszłam też na warsztaty i zaczęłam intensywną pracę z moim wewnętrznym dzieckiem.